sobota, 26 stycznia 2019

Koniec roku, smutne wieści i Kręgi większe i mniejsze...






[Napisane w styczniu 2018]
Muszę stwierdzić, że końcówka roku generalnie wyszła smutno, kiepsko i w ogóle w poprzek, choć nie brakowało momentów dobrych a nawet pewnej podbudowy dobrej na psyche.   Przede wszystkim, mój Tato (znany również jako Tatuśko... czy jak go nazwała moja tropikalna żona,Karina - "Papuśko" ), rozchorował się już zupełnie, trafił do szpitala i niestety zmarł 15 listopada w wieku 86 lat. Tatuśko nie należał do zbyt pobłażliwych ojców ale taki Darth Vader reklamował się jako  pobłażliwy.Natomiast mój Ojciec nauczył mnie jak się przewija spalony transformator, jak się lutuje obwody elektroniczne, testuje lampy i tranzystory i jak rozebrać i co ważniejsze złożyć z powrotem TT-33 lub P-64 (jak ktoś nadal nie wie co to jest, to znaczy że nie powinien wiedzieć, więc będzie lepiej jak się nie będzie dopytywał). Tatuśko podarował mi również starą książkę wygrzebanę w jego przepastnej kanciapie pt "Zajmująca Fizyka" autorstwa  niejakiego Jakuba Perelmana urodzonego w Białymstoku w 1882 i zmarłego z głodu w 1942 w tzw. Leningradzie....
Książka ta pozwoliła mi błysnąć w podstawówce, ogólniaku i na studiach jeżeli chodzi o matematykę i  fizykę... taki prosty "hack"...przestawiła mój sposób myślenia... ale jest to książka z gatunku tych które należy przeczytać w odpowiednim wieku albo wcale i wtedy lepiej od razu wyszkoczyć przez okno... zanim zostanie się jakimś smutnym, nie bójmy się tego słowa: "humanistą"... Ja miałem szczęście.
Tak poza tym to dopadłem książkę Regana, "Zapisany w Kręgach". Czytając "Zapisanego w Kręgach" udało mi się powrócić choć na chwilę do lat 80-tych, które minęły bezpowrotnie, wspinów w Tatrach, Alpach i Himalajach... Było to niesamowite uczucie, gdy mogłem wrócić do wydarzeń, ludzi i miejsc, w tych odległych już dziś latach. Ludzi, których znałem, miejsc w których byłem, wydarzeń których byłem uczestnikiem lub świadkiem. Ta wyprawa w Himalaje Garhwalu jesienią 1986 była dla wielu z nas jakimś punktem zwrotnym, kamieniem milowym czy jakby powiedziała moja Mama: "To był Znak!" I to nie jest tylko kwestia grzybów które dostaliśmy od Amerykanów w bazie pod Shivling'iem... Po tej wyprawie wiedziałem że muszę jakoś, tak czy inaczej wyjechać z chorego PRL-u, co do Regana, Kubola i innych to odsyłam do "Zapisanego w Kręgach", opowieści o wspinaniu w konwencji "przygodowo-awanturniczej" w ramach buddyzmu przy dzwiękach muzyki synkopowanej...

(spisane w styczniu 2018)
P.S. Zapóźnione to trochę, ale niech będzie. Powinienem to opublikować rok temu.